Salezjanie w świecie Indian. Jak misjonarze zmienili życie w amazońskich wioskach

O indiańskich wioskach, które powstały dzięki salezjańskim misjonarzom, „nowej reformacji” w Brazylii i sposobie na odnalezienie swojego powołania, opowiada ks. Roman Sikoń SDB, który za swój film „Rzeka życia” otrzymał „polskiego Pulitzera”.

Ks. Roman Sikoń SDB otrzymał Nagrodę im. Kazimierza Dziewanowskiego przyznawaną przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich za publikacje o problemach i wydarzeniach na świecie. Coroczny konkurs o Nagrody SDP bywa nazywany „polskimi Pulitzerami”.

Bohaterami reportażu „Rzeka życia” są salezjanie – Sławomir i Piotr Drapiewscy – którzy odwiedzają amazońskie wioski, zamieszkałe przez indiańskie plemię Yanomami.

W wywiadzie na portalu SDP salezjanin opowiada o roli, jaką w życiu plemienia Yanomami odegrali misjonarze. „Te wszystkie wioski i miasteczka np. św. Izabeli, św. Gabriela, św. Jana Bosko czy św. Dominika Savio, które widzicie Państwo w filmie «Rzeka życia», powstały dzięki misjom salezjańskim. Może trudno w to uwierzyć, ale taka jest prawda. Salezjanie na początku zanieśli im to, czego najbardziej potrzebowali, żeby rozwijać się i żyć w pokoju. Zanieśli im przede wszystkim Słowo Boże, ale i nauczyli uprawy roli” – mówi w rozmowie z Tomaszem Plaskotą ks. Roman Sikoń SDB.

Wcześniej Indianie przemieszczali się z miejsca na miejsce, walczą z innymi szczepami. „Te piękne, malownicze wioski, które można zobaczyć na filmie powstały dzięki temu, że misjonarze dziesiątki lat temu nauczyli ich uprawy manioku. Dzięki temu nie musieli już walczyć o jedzenie, o przeżycie, ale mogli osiąść na stałe” – wyjaśnia salezjanin.

Przyznaje, że był zaskoczony tym, jak wielkie było oddziaływanie misjonarzy jeszcze czterdzieści, trzydzieści czy nawet dwadzieścia lat temu. „Teraz nadal żniwo jest wprawdzie wielkie, ale robotników mało” – mówi.

Przyznaje, że dopytywali o to także odwiedzani w trakcie pracy nad filmem Indianie. „W każdej wiosce u Indian Yanomami mieliśmy spotkanie z ich radą starszych. Zawsze pytali: dlaczego nie przyjeżdżacie, dlaczego nie ma misjonarzy w naszej wiosce. Domagali się misjonarzy. Pamiętali duchownych, którzy kiedyś ich częściej odwiedzali. Najczęściej byli to włoscy salezjanie. Zabawne było to, że mówili: widzę, że jesteście prawdziwymi salezjanami, bo macie brody” – relacjonuje.

Wśród przyczyn kryzysu powołań wymienia konsumpcyjny styl życia, postępującą laicyzację i występujące w Ameryce Południowej zjawisko, które nazywa „nową reformacją”. „Działalność wspólnot protestanckich ze Stanów Zjednoczonych jest tak wielka, że w Brazylii jest już więcej ludzi ochrzczonych w kościołach protestanckich niż w Kościele katolickim. A kiedyś Brazylia była największym krajem katolickim na świecie” – tłumaczy ks. Sikoń. Dodaje, że upadek wiary katolickiej niesie inne poważne konsekwencje.

„Jeżeli upada Kościół katolicki, zanika niesienie pomocy humanitarnej, która jest przekazywana do wszystkich, również do osób niewierzących. Gdzie działa Kościół katolicki, tam jest niesiona pomoc humanitarna. Działają szpitale, szkoły, żłobki, domy dla narkomanów, przytułki dla sierot” – tłumaczy.

„Jeżeli brakuje misjonarzy, brakuje Chrystusa w najważniejszym, czyli w sakramentalnym sensie. Brakuje również prawdziwej miłości i braterstwa, które są w Jezusie Chrystusie” – dodaje.

Pytany o to, jak w dzisiejszym, trudnym świecie odnaleźć swoje powołanie i własny sens życia, ks. Roman Sikoń podkreśla: „Żeby znaleźć powołanie, najpierw trzeba się nawrócić, czyli przyjść do Chrystusa i być z Nim. A najlepiej i najprościej uczynić to przez sakramenty święte, przez spowiedź i komunię”.

Źródło: sdp.pl

« 1 »

reklama

reklama

reklama